Spytaj o najlepszą dla Ciebie ścieżkę rozwoju kariery: 22 250 11 44 | infolinia@ican.pl

Premium

Materiał dostępny tylko dla Subskrybentów

Nie masz subskrypcji? Dołącz do grona Subskrybentów i korzystaj bez ograniczeń!

Jesteś Subskrybentem? Zaloguj się

X
Następny artykuł dla ciebie
Wyświetl >>

Fenomen freemium

· · 4 min
Fenomen freemium

Klasyczna ekonomia uczy, że ludzie kierują swoimi zachowaniami motywowani zyskiem. W dziele „Badania nad naturą i przyczynami bogactwa narodów” Adam Smith pisał: „Nie od przychylności rzeźnika, piwowara lub piekarza spodziewamy się naszego obiadu, lecz od ich dbałości o własny interes. Nie odwołujemy się do ich humanitarności, lecz do ich egoizmu, i nie mówimy im o naszych potrzebach, lecz o ich korzyściach. Jedynie żebrak godzi się z tym, by zależeć głównie od łaski swych współobywateli.”

Na tej teorii zbudowano wszystko – począwszy od współczesnych przedsiębiorstw, poprzez całe gospodarki, aż po systemy motywacyjne w firmach.

Ale czy to cała prawda? Gdyby wyłącznym motywem działania ludzi były czynniki ekonomiczne, nigdy nie powstałyby system operacyjny Linux, przeglądarka Firefox czy Wikipedia. Skąd bierze się fenomen „darmowego”? Co – skoro nie chęć zysku – sprawia, że tysiące ludzi poświęcają miliony godzin pracy na rozwijanie czegoś, za co nigdy nie dostaną wynagrodzenia w gotówce?

Jeśli nie jesteś klientem, jesteś towarem

Na dobry początek zastanówmy się, czy darmowe rzeczywiście są: Facebook, Google Chrome i Dropbox. Prosta odpowiedź brzmi: nie. Część z nich (np. Dropbox albo Google) posługuje się modelem „freemium”. Ograniczona, podstawowa usługa (np. 15 GB w Dropboksie) jest za darmo. Potem trzeba dokupić dodatkowe pakiety. Zatem zachęcamy cię, kliencie, do skorzystania z naszej usługi, a kiedy już ci się ona spodoba i będziesz chciał więcej, dłużej, oferujemy płatną wersję. Wpływy z niej wykorzystujemy do stworzenia darmowej oferty – którą można traktować jako element reklamy, takiej jak np. darmowe porcje jogurtu w supermarkecie.

Jeszcze inaczej jest z serwisem Facebook. Jest on darmowy, ponieważ Facebook zarabia na sprzedaży danych dotyczących klientów. Co robią, gdzie bywają, o czym mówią, z kim się komunikują. Inne przedsiębiorstwa są skłonne za to dać krocie – pozwalają one przewidywać trendy rynkowe, zachowania klientów itd. Ktoś więc płaci za klientów – choć nie oni sami.

Tak więc opisane powyżej dwa modele nie są w pełni niekomercyjne i dają się wyjaśnić na gruncie tradycyjnej ekonomii liberalnej. Przychód przedsiębiorcy jest albo odłożony w czasie („freemium”), albo pochodzi od kogoś innego niż główny użytkownik.

Bez komercji

Linus Torvalds żyje skromnie w Portland, w stanie Oregon. Pracuje w założonej przez siebie fundacji, jeździ niemłodym samochodem z rejestracją DADOF3 – co jasno pokazuje, co jest dla niego ważne. A tymczasem mógłby być jednym z najbogatszych ludzi na świecie. W roku 1990 stworzył jądro systemu operacyjnego Linux, wersję popularnego (i bardzo drogiego) systemu UNIX. Zamiast założyć – jak wielu innych kolegów z Helsinek – firmę, która będzie go rozpowszechniać, wrzucił źródła do sieci i pozwolił wszystkim nie tylko je stosować i kopiować, ale także modyfikować bez ograniczeń. Warunek był jeden: oni także mieli swoją pracę udostępnić za darmo i dać dostęp do źródeł.

Na świecie działa około trzech miliardów komputerów i około miliarda urządzeń. Linux jest najpopularniejszym systemem na serwery, zaś około połowa smartfonów pracuje pod kontrolą systemu Android, opartego na Linuksie. Linus Torvalds znalazł dziesiątki tysięcy naśladowców – dzisiaj oprogramowanie o otwartych źródłach („open source”) to nie tylko system operacyjny, ale także platformy aplikacyjne, systemy baz danych, programy do obróbki graficznej i statystycznej itd. Jakością nie różnią się od bardzo drogich systemów komercyjnych. Większość z nich pisana jest przez najwyższej klasy specjalistów, którzy na co dzień za swoje usługi pobierają bardzo wysokie stawki.

Podobnie jak hasła do Wikipedii, darmowego źródła wiedzy, pisane są przez licznych specjalistów ze świata techniki, nauki i sztuki. Warto dodać, że polska wersja Wikipedii jest piątą pod względem liczby haseł, a w przeliczeniu na liczbę osób, które mówią po polsku – zdecydowanie pierwszą na świecie.

Co sprawia, że ci wszyscy ludzie wieczorami zrzucają garnitur, z „Senior Technology Consultant”  zamieniają się w „puffyjoe34” i tworzą fenomenalne produkty, takie jak serwer Apache, platforma baz danych MySQL albo serwer aplikacyjny JBoss?

Dla siebie i potomności

Nie napędza ich dobroczynność. Nie robią tego z litości ani poczucia misji. Według badań najważniejszym czynnikiem napędzającym autorów „open source” oraz wikipedystów jest potrzeba samorealizacji. Wtłoczeni na co dzień w korporacyjną machinę, tkwią w poczuciu, że nie wykorzystują w pełni posiadanych talentów i wiedzy. Tworząc coś własnego i niekomercyjnego, realizują potrzebę nieskrępowanej kreatywności, kanalizują twórczą energię, która rozsadza ich od środka. Uczestnicząc w społeczności takich jak oni, wchodzą w interakcje, nawzajem się uczą i inspirują. To fundamentalna potrzeba, ta sama, która sprawia, że jako dzieci budujemy wieże z klocków i następnie burzymy je przy akompaniamencie śmiechu.

Ludzie doskonale się bawią przy tworzeniu darmowych narzędzi lub darmowych systemów. Tworzą rozwiązania, na które nigdy nie wpadliby w życiu zawodowym.

Potrzeba bycia docenionym przez społeczność jest kolejnym motywatorem. Trzeba pamiętać, że darmowe oprogramowanie czy hasła Wikipedii tworzone są przez ludzi o wysokim poczuciu własnej wartości i bez problemów materialnych. To nie uznanie szefa, a środowisko specjalistów takich jak oni jest dla nich ważne.

Następny powód to wdzięczność. Jeśli na co dzień korzysta się z darmowego oprogramowania, w końcu odczuwa się potrzebę dołączenia do społeczności jego twórców. Tak samo zresztą jest z darmowymi treściami – dokumentacją czy blogami fachowymi, których wartość często jest taka sama jak płatnych konsultacji.

Autor tego tekstu napisał kilka haseł do Wikipedii. Po prostu, kiedy widziałem lukę i wiedziałem coś na dany temat, tworzyłem hasło – było to technicznie bardzo, bardzo proste. Potem ktoś je uzupełniał, ktoś redagował, ktoś osadzał w świecie innych haseł, tworząc referencje do niego i z niego. Radość z tworzenia czegoś, co inni uznają za przydatne, warta jest wiele więcej niż pieniądze, które mógłbym dostać za hasło.

I choć Wikipedia jest powszechnie krytykowana za niespójność, publikowanie niesprawdzonych informacji i podatność na manipulacje, a oprogramowanie „open source” bywa niestabilne i pozbawione jest często wsparcia technicznego, to jednak oba źródła mają miliony, jeśli nie miliardy użytkowników.

Biorę, więc daję

Przedsiębiorstwa długo bały się „darmowego”. Jeden z dyrektorów Microsoftu, James Allchin, posunął się nawet do oskarżycielskiego stwierdzenia, że Linux jest nieamerykański, bo etosem Ameryki jest godziwe wynagrodzenie za innowacyjną pracę.

Jednak równie silnym etosem Ameryki, czy w ogóle świata zachodniego, jest uzupełnianie komercyjnej części własnej działalności czymś niekomercyjnym. Niekoniecznie tradycyjnie rozumianą dobroczynnością, z którą najczęściej jest ten problem, że doraźne problemy rozwiązuje, a tworzy długoterminowe i przynosi ulgę głównie obdarowującemu.

Firmy mogą też wspierać darmowe rozwiązania i treści z powodów biznesowych. Klasycznym przykładem jest Google, którego biznes zależy od szeroko rozumianego rozwoju internetu. Dostępność możliwie dużej liczby możliwie otwartych treści pozwala rosnąć rynkowi, na którym działa; jednocześnie korzystając z darmowego oprogramowania i łożąc pieniądze na jego doskonalenie zapewnia sobie zmniejszanie kosztów operacyjnych. Nie bez powodu jest więc głównym sponsorem wielu fundacji, na czele z fundacją Mozilla, rozwijającą popularną przeglądarkę Firefox.

Na koniec warto powiedzieć, że istnieje takie pojęcie jak odpowiedzialność społeczna przedsiębiorstw („Corporate Social Responsibility”, CSR). Stworzenie np. darmowego oprogramowania dla szkoły albo hasła w Wikipedii na temat dzielnicy, w której zlokalizowane jest biuro firmy, może być świetnym sposobem na pokazanie ludzkiej twarzy… organizacji.

Jakub Chabik

Menedżer z wieloletnim stażem, dyrektor w sektorze finansowym.

Polecane artykuły