Spytaj o najlepszą dla Ciebie ścieżkę rozwoju kariery: 22 250 11 44 | infolinia@ican.pl

Premium

Materiał dostępny tylko dla Subskrybentów

Nie masz subskrypcji? Dołącz do grona Subskrybentów i korzystaj bez ograniczeń!

Jesteś Subskrybentem? Zaloguj się

X
Następny artykuł dla ciebie
Wyświetl >>

Ważniejszy biznes czy sentymenty

· · 8 min
Ważniejszy biznes czy sentymenty

Ten artykuł możesz także odsłuchać!

Szybki wzrost biura architektonicznego Level może zostać zahamowany przez napięcia wewnątrz zespołu. Jeden z projektantów, a zarazem współzałożyciel pracowni i przyjaciel pozostałych właścicieli, unika wzięcia większej odpowiedzialności za firmę, a jednocześnie demotywuje pracowników. Jak odnaleźć równowagę między twardymi realiami a prywatnymi relacjami?

Jak w każdy słoneczny, lipcowy dzień krakowski Rynek Główny był pełen turystów poszukujących wolnego miejsca przy gęsto ustawionych stolikach przed restauracjami i kawiarniami. Przy jednym z nich Bartosz Dudkiewicz leniwie obserwował dzieci przeskakujące przez kurtyny wodne i siedzących nieopodal angielskich turystów niezdarnie silących się na komplementy pod adresem kelnerek. Właśnie skończył lunch i poczuł się nieco senny. Przeciągnął się i zerknął na zegarek. Z pracowni wyszedł niewiele ponad godzinę wcześniej, więc nadszedł już czas, by wracać. Zanim poprosił o rachunek, zamówił jeszcze espresso, które powinno rozbudzić go na resztę dnia. A przynajmniej na te kolejne dwie godziny, które planował spędzić w pracy.

– Cześć, Jurek! – po powrocie do pracowni Bartosz rozpromienił się na widok jednego z jej współwłaścicieli. – Byłem przed chwilą w niesamowitej knajpie. Co chwila otwiera się coś nowego. Musimy się tam jutro wybrać.

– Cześć, Bartek – Jerzy Cegielski z uśmiechem uścisnął dłoń przyjaciela. – Nie wiem, czy jutro się uda. Będę musiał zająć się konkursem na koncepcję modernizacji lotniska w Mediolanie. Malpensa to jeden z najważniejszych portów w Europie, a coraz bardziej widać po nim wiek. Dla nas to przede wszystkim ogromna szansa, żeby zaprezentować się za granicą. Znajdziesz dziś chwilę, żeby o tym porozmawiać?

– Dzisiaj już chyba nie – Bartosz zawiesił głos. – Muszę jeszcze zerknąć na projekt domków jednorodzinnych w Białym Dunajcu, a poza tym muszę wcześniej wyjść z biura.

– Domyśliłem się. Może lepiej powinieneś uprzedzić, kiedy będziesz planował zostać w pracy do końca dnia – Jerzy parsknął, wyraźnie rozbawiony własnym żartem. Chociaż wokół siedziało kilkunastu architektów, nikt więcej się nie uśmiechnął.

– Na pewno dam znać – Bartosz udał, że docenił ironię. – Zajmiemy się tym lotniskiem później. A przy okazji, zastanawiałeś się nad wizytą u nas, w Nowym Targu? Moglibyście przyjechać z Joasią w sierpniu i trochę u nas zostać. Nasze żony się lubią, a wy chyba dawno nie byliście w górach.

– Dzięki, pomyślę o tym, a tymczasem wracam do sprawy lotniska. Ten konkurs całkowicie mnie pochłonął – uśmiechnął się Jerzy.

– Jasne, powodzenia!

Fala wznosząca

Autorska Pracownia Architektoniczna Level powstała cztery lata temu. Założyło ją troje znajomych z czasów studiów na Politechnice Krakowskiej: Bartosz, Jerzy, a także Marta Gehryńska. Ich pomysł na wyróżnienie się na mocno konkurencyjnym miejscowym rynku, pełnym małych, kilkuosobowych biur, okazał się strzałem w dziesiątkę, choć wymagał wyrzeczeń i finansowego wsparcia ze strony rodziców całej trójki. Zadaniem Jerzego było głównie wyszukiwanie międzynarodowych konkursów, w których młode studio mogłoby się wypromować. Marta, jako najbardziej kreatywna z całej trójki, wraz z zespołem przygotowywała całe koncepcje konkursowych budynków. Taka formuła współpracy spisywała się świetnie i w ciągu pierwszych dwóch lat istnienia studia zaczęły pojawiać się coraz większe i zarazem ambitniejsze zlecenia, również z zagranicy, choć tych ostatnich wciąż było za mało jak na ambicje założycieli. Równocześnie Bartosz od początku zajmował się mniej wyszukanymi inwestycjami, choć niektóre były zlecane przez naprawdę duże firmy budowlane. Wprawdzie nie wymagały specjalnej finezji, ale za to zapewniały stały dopływ pieniędzy do pracowni. Dzięki temu Jerzy, który wziął na siebie odpowiedzialność za sprawy finansowe, podjął decyzję o zwiększeniu zatrudnienia. Powiększenie zespołu umożliwiło dalszy rozwój studia – udział w kolejnych konkursach i jeszcze więcej czysto komercyjnych zleceń.

W poniedziałek Jerzy zjawił się w pracy wcześniej niż zwykle. Zwyczajem APA Level są spotkania ze wszystkimi pracownikami i właścicielami biura. W tym czasie są omawiane postępy w pracach nad poszczególnymi projektami. Jerzy chciał mieć spotkanie z głowy, żeby szybciej zająć się pracą nad projektem przebudowy terminalu w Mediolanie. Pociągnął łyk nieco przestygłej kawy i spojrzał na zegarek.

– Już prawie jedenasta – mruknął, rozglądając się po pustym biurze. – Może do południa ktoś się zjawi.

Teoretycznie spotkania rozpoczynały się o godz. 10.30. Większość dwudziestoosobowego zespołu traktowała jednak tę porę wyłącznie jako niezobowiązującą sugestię i przychodziła z przynajmniej dwudziestominutowym spóźnieniem. Jerzy zaczął leniwie kartkować jeden z magazynów branżowych, kiedy drzwi do biura z impetem otworzyła zdyszana Marta.

– Bardzo się spóźniłam? – spytała.

– Właściwie to nawet jesteś przed czasem, bo poza nami prawie nikogo jeszcze nie ma. Przyszły jak dotąd trzy dziewczyny z twojego zespołu, ale nie ma ani Bartka, ani nikogo z jego podwładnych.

– Na Bartka raczej bym dziś nie czekała. Wspominał w piątek, że chciał wybrać się na plac budowy tego osiedla domków jednorodzinnych w Białym Dunajcu. Chyba miał jechać jutro albo w środę. Powiedział, że skoro będzie w górach akurat w środku tygodnia, to nie będzie mu się opłacało wracać do Krakowa, więc wróci dopiero w przyszły poniedziałek.

– Znowu ogląda tę działkę na Podhalu? Uczy się jej na pamięć czy co? No tak, w końcu był w biurze w ubiegłym tygodniu, a co za dużo, to niezdrowo – mruknął Jerzy.

– Szkoda tylko, że wciąż nie ma żadnego jego pracownika.

– Przyjdą. Może zrobimy zebranie w kawiarni na dole? Napiłbym się lepszej kawy niż ta z naszego automatu. Zawołaj dziewczyny z twojego zespołu, a ja wyślę SMS‑a do reszty, w tym do Bartka, że będziemy na nich czekać. A nuż zrobią niespodziankę i jednak nas zaszczycą.

Znajdująca się na parterze kawiarnia Gueule de Bois istnieje od blisko stu lat i dziś jest jednym z ostatnich lokali z tak długą tradycją, wciśniętych między sklepy międzynarodowych sieci, które coraz częściej wypierały miejscowe marki z krakowskiego Starego Miasta. Jerzy i Marta z trudem przecisnęli się do stolika w głębi malutkiej kawiarni, witając się po drodze z dwoma aktorami teatralnymi, którzy prowadzili ożywioną dyskusję z jednym z popularnych piosenkarzy. Tymczasem okazało się, że pracownicy z zespołu Bartka już siedzieli przy kawie. Muzyka Grzegorza Turnaua była tak głośna, że nie było słychać, o czym rozmawiają. Na widok Jerzego, Marty i kolegów szybko jednak zamilkli.

– Cieszę się, że wbrew wszelkim znakom na niebie i ziemi udało nam się jednak spotkać – Jerzy przesunął wzrokiem po zespole, kiedy wszyscy usiedli przy stoliku. Miał dobry kontakt z pracownikami i wszyscy byli przyzwyczajeni do lekkiej ironii, jaką zaprawia każdą wypowiedź. – Jak wiecie, przygotowujemy się do udziału w konkursie na modernizację terminalu lotniska w Mediolanie, które dziś wygląda jak z filmów Felliniego. Kojarzycie Felliniego?

Zespół składający się w większości z dwudziestoparolatków spojrzał po sobie, ale nikt się nie odezwał.

– No tak. W każdym razie lotnisko wygląda jak z lat siedemdziesiątych, a w dzisiejszych warunkach to niedopuszczalne. Zwłaszcza w kraju takim jak Włochy, gdzie tak dużą wagę przykłada się do estetyki. Oczywiście, do tego konkursu zgłoszą się najwięksi w branży, więc na żadne miejsce raczej nie mamy co liczyć. Ale już wyróżnienie jest w zasięgu ręki. Dlatego musimy się przyłożyć, bo to szansa na przyciągnięcie naprawdę dużych zleceń z zagranicy.

– Ale przede wszystkim na pokazanie naszej kreatywności – wtrąciła Marta. – Ponieważ Malpensa stoi pośrodku pustkowia, a obecna bryła lotniska jest dość zachowawcza, mamy duże pole do popisu.

– Zanim przejdziemy do sprawy lotniska, najpierw proza życia, czyli coś, co pozwala nam zapłacić rachunki i brać udział w konkursach. Wiktor, ponieważ nie ma dziś Bartka, czy mógłbyś powiedzieć, jak wygląda sprawa osiedla domków na Podhalu?

– Bartek pojechał na miejsce, żeby załatwiać dokumentację – zaczął Wiktor Słowiński, młody, ale ambitny projektant z zespołu Bartosza. – W przypadku inwestycji w Krakowie my się tym zajmujemy, ale Bartek powiedział, że ma lepsze rozeznanie w tamtejszych urzędach i pojechał. W każdym razie właściwie koncepcja osiedla jest prawie gotowa…

– Jak to „prawie gotowa”?! – Jerzy pobladł. – Jesteśmy na etapie koncepcji? Przecież Bartek od dwóch miesięcy w kółko jeździ oglądać działkę, na której powstanie to osiedle. To znaczy, że nie mamy jeszcze nawet gotowej koncepcji, a więc nie zaczęliśmy tworzyć szczegółowego projektu, bo nie mamy też pełnej akceptacji od inwestora. Czy dobrze zrozumiałem?

– Tak jakby – wybąkał Wiktor.

– Jesteśmy bardzo spóźnieni – Marta oszacowała szybko czas potrzebny na dokończenie rozmów z inwestorem i wykonanie projektu zagospodarowania całej działki.

– Mówiliśmy to Bartkowi i nawet rozmawiałem o tym z Michałem przed naszym spotkaniem – Wiktor szukał wzrokiem wsparcia u kolegi siedzącego obok. – Ale Bartek powiedział nam wtedy, że spokojnie zdążymy. I dodał, że kiedy powstawała APA Level, to wyrabialiśmy się w jeszcze krótszych terminach niż teraz, więc mamy się nie martwić, tylko robić swoje.

– Proponuję, żebyśmy w tym miejscu przerwali – wtrąciła Marta. – Nie ma sensu rozmawiać teraz o konkursie i lotnisku w Mediolanie, jeśli zlecenie dla dużego inwestora jest tak poważnie opóźnione.

– Zgadzam się – dodał Jerzy. – To właśnie takie projekty jak Podhale zapewniają nam płynność. Pamiętajcie, że nie mam do nikogo z was pretensji, ale wróćcie teraz do pracy i pospieszcie się z tym projektem. Dziś nie przejmujcie się zrzutką na kawę, ja stawiam i obiecuję, że nie potrącę z pensji – uśmiechnął się.

Pierwszy sztorm

Marta i Jerzy wyszli z kawiarni razem z resztą pracowników, ale zamiast pójść prosto do biura, skręcili w kierunku Plant. Nie chcieli, żeby ktoś z zespołu ich usłyszał. Zdawali sobie sprawę z powagi sytuacji. Jak na tak młode biuro mają już za sobą spore sukcesy, w tym wyróżnienia za ciekawe projekty zgłaszane do zagranicznych konkursów. APA Level trudno byłoby już nazwać start‑upem, choć jednocześnie firma wciąż znajdowała się w fazie intensywnego wzrostu. Liczba projektów wzrastała podobnie jak skala ich złożoności i w konsekwencji – kwoty na fakturach wystawianych klientom. Firma w dalszym ciągu jednak nie zgromadziła wystarczająco dużego zapasu gotówki, aby móc w spokoju zająć się prestiżowymi zleceniami. Co więcej, zagrożona inwestycja w Białym Dunajcu ma zostać zrealizowana przez dużego dewelopera, który daje dobre widoki na przyszłość firmy. Wspólnicy szli przez chwilę w milczeniu.

– Myślisz o tym, co ja? – nie wytrzymała wreszcie Marta. Wraz z Jerzym i Bartkiem trzymali się razem od początku studiów i zbyt dobrze znała swojego wspólnika, żeby nie domyślić się, co mu chodzi po głowie.

– Że będziemy musieli właściwie zapomnieć o konkursie na projekt lotniska i rzucić wszystkie siły na dokończenie projektu na Podhalu, żeby nie stracić perspektywy długofalowej współpracy z tym deweloperem?

– Tak – przyznała. – Wiem, że Bartek to nie tylko nasz wspólnik, ale też przyjaciel. Z drugiej strony wiecznie ma jakieś wymówki, żeby wyjeżdżać na całe tygodnie na Podhale. Przecież oboje wiemy, że nie siedzi tam ciągle na placu budowy, bo ona jeszcze nawet nie ruszyła. W każdym razie, ile można oglądać działkę i załatwiać dokumentację?

– Jak dotąd udawało nam się dowozić wszystkie projekty…

– No właśnie: „jak dotąd” i „udawało się”. Jedna z dziewczyn z mojego zespołu usłyszała ostatnio, jak Bartek żalił się swoim pracownikom, że kiedy zakładaliśmy Level, pracy było znacznie mniej, a jego pensja od tamtej pory niespecjalnie wzrosła. Innymi słowy, tęskni za czasami, kiedy dobrze zarabiał, nie musząc udawać, że kosztuje go to dużo wysiłku. Nie mów, że nie zauważyłeś, jak to działa na motywację zespołu Bartka. Wyraźnie doszli do wniosku, że skoro jemu wolno nie przychodzić do pracy, to i oni mogą się spóźniać. Nie miałabym z tym problemu, gdyby terminy nie były zagrożone.

– Tylko, jak mamy wpłynąć na Bartka? Jest jednym z założycieli i właścicieli biura. Może jakoś zamienimy się rolami? Może prowadzenie prostych projektów go znudziło i potrzebuje odmiany?

– Naprawdę w to wierzysz? Przecież sam proponowałeś mu zaangażowanie się chyba we wszystkie konkursy, które znajdowałeś. On i tak za każdym razem miał w zanadrzu jakąś wymówkę, żeby tylko nie zająć się czymś ambitniejszym niż praca, którą wykonywał zaraz po studiach. Kiedy my rzucaliśmy się na każdy międzynarodowy konkurs, żeby zaprezentować się za granicą, jego interesowało tylko, żeby się przypadkiem nie napracować. A na dodatek teraz widać, że jeszcze demotywuje pracowników.

– Będziemy musieli dobrze przemyśleć, co dalej z Bartkiem. Na razie musimy dokończyć projekt, którego fiasko może nas bardzo drogo kosztować.

Marta czuła, że Jerzy ucieka od tematu. Nawet jeśli uda im się wspólnymi siłami domknąć bardzo rentowny projekt osiedla, to będą musieli porzucić marzenia o projekcie przebudowy terminalu. Tymczasem pozostanie problem wspólnika, który od pewnego czasu szkodzi firmie. Jerzy uczęszczał do prestiżowego V LO, był w jednej klasie z żoną Bartka, potem – już na studiach – zaprzyjaźnił się z Bartkiem, dla którego zawsze miał sporo tolerancji.

– Czy nie powinniśmy zastanowić się nad wykupieniem udziałów Bartka? – zaproponowała nieśmiało. – Wiem, że i ty, i ja musielibyśmy się pozbyć całych oszczędności, a może nawet poratować się kredytami, ale może w dłuższej perspektywie będzie warto?

– Wolałbym tego uniknąć. Przyjaźń z Bartkiem jest dla mnie bardzo ważna, a mam teraz sporo innych zobowiązań i nie wiem, czy emocjonalnie i finansowo byłoby mnie stać na taki krok. Może lepiej przedyskutować nasze relacje i podział pracy? Być może wystarczy męska rozmowa? Decyzję podejmiemy po ukończeniu projektu, na razie wracajmy do biura.

Znów szli bez słowa. Oboje zadawali sobie tylko jedno pytanie: czy powinni rozstać się z Bartkiem, nawet jeśli będzie to bolesne, czy też postarać się popracować nad kolegą i biznesowym partnerem?

Przeczytaj komentarze ekspertów:

Piotr Lewicki: trudno wyobrazić sobie współpracę, gdy nie ma zaufania 

Piotr Lewicki PL

W opisanym przypadku można zauważyć brak wspólnej wizji dalszego rozwoju studia, a także dalece inne postrzeganie odpowiedzialności związanej z prowadzeniem firmy.

Piotr Hołdziewicz: istnieją sprawdzone rozwiązania 

Piotr Hołdziewicz PL

Wspólnicy powinni na spokojnie omówić, jakie wizje i aspiracje mają na przyszłość i co z tego wynika dla struktur firmy.